Miałam dziewięć lat, ciekawość dziecięca. Być może podświadomie czułam, że pewne substancje rozpuszczone w powietrzu wywołują efekt odurzenia. Wtedy to z czystej dziecięcej ciekawości spróbowałam areozoli z pojemników, gdzie nośnikiem jest mieszanina gazów. Wystarczył ten pierwszy raz. Jako dziewieciolatka spędzałam kilkanaście minut inhalujac się lotnymi weglowodorami. Czy dziewiecioletnie dziecko jest świadome, że uzależniło się od inhalatów? – Nie byłam świadoma.Tak lata mijały.

Uzależnienie istniało — albo w formie aktywnej, albo w remisji. W wieku nastoletnim fantazjowałam o różnych substancjach oraz o tym, jak je syntezować. Wprawdzie nigdy tego nie zrobiłam, ale fantazje były. Jedno mi się w nich nie podobało: te substancje należały do stymulantów. Nigdy mnie do nich nie ciągnęło.

Lata mijały. Z płaczem przychodziłam do lekarki, gdy kręgosłup i nogi bolały coraz bardziej. Na jej prośbę poszłam do reumatologa. Leki z grupy NLPZ pomagały tylko częściowo. Powiedziałam lekarzowi, że wcześniej pomagał mi tramadol. Przy moim rozpoznaniu wypisał go bez chwili zawahania. Wiedziałam, jak to się skończy, ale dolegliwości bólowe realnie ograniczały moje funkcjonowanie. Płakałam z bólu.

Po pewnym czasie organizm się uzależnił. Bardzo zapadły mi w pamięć słowa terapeuty uzależnień Roberta Rutkowskiego: opiady zapraszają — dają sygnał, że będzie przyjemnie, dopóki nie przedawkujesz. Torsje gwarantowane.

Opiaty — tramadol — mnie zaprosiły. Z czasem tolerancja wzrosła. Potrzebowałam coraz więcej. Nie po to, żeby być na haju, tylko po to, żeby nie bolało. Pominięcie dawki skręcało człowieka: pot, lęk, rozbicie, objawy odstawienne.

Będąc na oddziale dziennym, miałam przepisane trzy czwarte dobowej dawki tramadolu. Jako jedyna mogłam przyjmować substancję psychoaktywną. Pominięcie dawki oznaczało objawy odstawienne.

Pamiętam, że wyszłam z oddziału w październiku. W grudniu skończył mi się tramadol. Postanowiłam zerwać z nim i odstawić go całkowicie. Zrobiłam to z dnia na dzień. Na skręcie byłam przez tydzień. Psychiczne skutki odstawienia trwały znacznie dłużej.

W tamtym okresie — od grudnia 2023 do lutego 2024 — wpadłam w głęboką depresję. Życie bolało, a jednocześnie miałam świadomość, że jeden strzał „rozwiązałby” wszystkie problemy. Iluzja, za którą bardzo łatwo podążyć. Wystarczy się złamać. Wystarczy jeden silny bodziec albo wiele mniejszych. Nasze zasoby radzenia sobie z problemami psychicznymi są ograniczone. Kryzys trwał.

Postanowiłam powiedzieć o wszystkim lekarzowi. To było bardzo trudne. Powiedziałam wprost: biorę inhalanty i tramadol. Mieszałam inhalanty, tramadol, benzodiazepiny i nikotynę — także w pracy. Wymagało to odwagi, ale pozwoliło pokazać mnie w nowym, prawdziwym świetle.

Dostałam skierowanie do szpitala psychiatrycznego na oddział afektywny. Wspólnie zastanawialiśmy się, czy nie lepszym miejscem byłby oddział podwójnej diagnozy. Decyzja zapadła: oddział zamknięty. Skierowanie wystawiono na diagnostykę. Do tej pory nie zostałam przyjęta. Kilkukrotnie personel dzwonił, jednak zawsze w okresie — choćby krótkiej — stabilizacji. Za każdym razem odpowiadałam, że na tą chwilę nie potrzebuje hospitalizacji w trybie stacjonarnym.

W międzyczasie rozpoczęłam psychoterapię w nurcie psychodynamicznym. Warunek terapii był jasny: nie ćpać. Dawałam radę. Ponad rok czystości. Lekarz był pod wrażeniem.

W jednej z prac bardzo obawiałam się nawrotu aktywnej formy uzależnienia, ponieważ mogły być przeprowadzane narkotesty. Była to forma straszaka, która działała.

W ostatnim dniu pracy, z powodu fibromialgii i depresji, położyłam się na podłodze w magazynie z aktami. Nie będę ukrywać — miałam ochotę na opioidy, racjonalizując to bólem fibromialgii.

Abstynencja — pomimo depresji — trwała nadal. W mojej głowie praca oznaczała jedno: depresję, ból i ćpanie. Dlatego tak bardzo bałam się podejmować zatrudnienie. Jak dotąd ten mechanizm powtarzał się za każdym razem.

Minęło kolejne pół roku. Uzyskałam staż w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej. Na początku było dużo lęku. Mózg pamiętał. W tym miejscu ćpałam. Walczyłam z wyzwalaczami — raz wychodziłam z tej walki zwycięsko, innym razem niestety pod wpływem substancji.

Epizod depresyjny trwał mniej więcej od rozpoczęcia pracy aż do dziś. Pękłam. Sięgnęłam po tramadol. Po pewnym czasie organizm zaczął domagać się minimalnej dawki — 37,5 mg chlorowodorku tramadolu. Od jednej dawki się zaczęło, a skończyło na oddziale ostrym psychiatrii w trybie pilnym, gdzie spędzę niemal miesiąc. Coraz częściej pojawia się też temat oddziału podwójnej diagnozy.

Praca i ból wykończyły mnie do tego stopnia, że pojawiły się myśli o poważnym uszkodzeniu ciała. Fantazjowałam o odebraniu sobie życia. W pracy krzyczałam: dajcie tramadol albo coś silniejszego, bo boli.

Na ten moment — gdyby oddział podwójnej diagnozy trwał trzy miesiące — zdecydowałabym się. W szpitalu Babińskiego jak w większości ośrodków leczenia uzależnienia trwa rok. Lekarka już dzwoniła w sprawie terminu kwalifikacji. Wolałabym jednak oddział dzienny leczenia uzależnień. Chcę wreszcie zrealizować marzenia, stanąć na nogi, zapracować i pójść na psychologię.

Nie jestem zdrowa. Dałam się iluzji.

Zamiast pytać, jak inni mogą pić, powinnam zapytać: jak mogę to komentować, skoro sama biorę i ćpam.

To dopiero początek tej historii.

Fediverse Reactions

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *