Cześć, prawdę mówiąc miałam napisać tu coś już jakiś czas temu. Szczerze mówiąc – czas upłynął szybko a ja nic nie wstawiłam. Teraz czuję, że powinnam dać coś od siebie…
Maj
Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Czułam się wyjątkowo paskudnie. Chwilę wcześniej wciskałam zapłakaną twarz w poduszkę na szpitalnym łóżku co chwilę wycierając łzy rękawkiem bluzy. Najgorsza była chyba obojętność – na oddziale było przecież pełno personelu, były kamery a moje łóżko stało na korytarzu blisko przejścia do gabinetu zabiegowego. Pielęgniarki przechodziły tamtędy co chwilę.
Nie czułam się ważna w żadnym stopniu. Miałam ogromne wyrzuty za każdą rzecz która wymagała zaangażowania kogoś innego. To był okres kiedy depresja oraz objawy neurologiczne związane z centralną sensytyzacją osiągnęły u mnie apogeum.
Pamiętam, że akurat chwyciłam za telefon, by odświeżyć konwersacje na Messengerze. Akurat pisałyśmy w kilka dziewczyn – w tym Amelia i ja.
19:10
Coś ci powiem. Nie konkuruje o cb ale wpadłaś mi w oko
Taką wiadomość wysłała Amelia. W tamtym momencie otwierałam się ze swoich niepowodzeń. Pamiętam, że poczułam wtedy lekkie zmieszanie. Amelia podobała mi się od dawna. Wydawała mi się wizualnie atrakcyjna, ale przede wszystkim imponowała mi ogromnie swoją empatią i samoświadomością. Już wcześniej widząc wpisy Amelki odniosłam wrażenie, że są mi jakoś dziwnie bliskie, jakieś takie „moje”. Czułam się w pełni rozumiana, ale też ją rozumiałam.
Trochę czasu zajęło, aby przyznać się przed samą sobą że ja też czuję do Amelii coś więcej. Szybko jednak zaczęło imponować mi to, jak odważnie wyznała mi swoje uczucia. Było to dla mnie bardzo dojrzałe ale też romantyczne. Tak to się jakoś potoczyło, że zaczęłyśmy pisać ze sobą coraz częściej, w końcu kilkugodzinne rozmowy. Po naszym pierwszym spotkaniu właściwie znałyśmy się już bardzo dobrze. Jako, że Amelia mieszka w okolicach Krakowa pierwszy raz widziałyśmy się dopiero po jakimś czasie.
Czasem nie trzeba szukać daleko
Związek z Amelią nauczył mnie jednej bardzo ważnej rzeczy – czasem najlepsze momenty przychodzą same. Przez wiele lat tak bardzo skupiałam się na odnalezieniu sensu, że nie zauważałam ile szans dawało mi życie. Owszem – czasem trzeba skupić się na tym co było, ale kto powiedział, że nie można żyć teraźniejszością?
Obie jesteśmy teraz zaręczone. Niestety – patrząc przez pryzmat polskiego prawa ma to charakter symboliczny, natomiast dla mnie jest to bardzo ważne. Mówiąc wprost: kocham Amelię i chciałabym spędzić przy niej tyle czasu, ile tylko się da.
Dlaczego o tym piszę
Obecnie sytuacja potoczyła się tak, że Amelia została hospitalizowana. Nasilenie depresji i objawów somatycznych spowodowało nieznośną mieszankę.
Jestem tak blisko, jak tylko się da. Praktycznie codziennie rozmawiamy ze sobą, a minuty upływają nam potwornie szybko. Tym, co chciałam powiedzieć jest coś, co może wydawać się oczywiste, ale w praktyce wiele osób o tym albo zapomina, albo nie wierzy:
KAŻDY CZŁOWIEK JEST WAŻNY, KAŻDY ZASŁUGUJE NA UZNANIE
ZWĄTPIENIE W SIEBIE JEST NATURALNĄ REAKCJĄ W SYTUACJI PRZEWLEKŁEGO OBNIŻENIA NASTROJU, ALE NIE ZAWSZE ODDAJE OBIEKTYWNY OBRAZ
DEPRESJA POTRAFI WYPACZAĆ MYŚLI W PRZERÓŻNE SPOSOBY
NIE WARTO OBAWIAĆ SIĘ POPROSZENIA O POMOC – NIE POWODUJE TO ŻADNEJ SZKODY A MOZE POWODOWAĆ POTENCJALNIE I BARDZO REALNIE ZYSKI
Stało się coś…
Odkąd jesteśmy razem dużo zmieniło się w moim postrzeganiu rzeczywistości. Oczywiście „depresso” niejednokrotnie dawało o sobie znać, natomiast przestawieniu uległ mój schemat myślenia.
Już jakiś czas temu Amelia wyznała, że poczuwa się za moją rodzinę. Szczerze – ja też nie znam nikogo, kto był by bliższy mojemu serduszku 😘❤️
20 lat życia w domu przesiąkniętym dominacją, brakiem akceptacji i słuchaniem tematów odnośnie zdrowia psychicznego i tożsamości do strefy tabu zrobiło swoje. Dlatego teraz mogę powiedzieć śmiało, że NIE WARTO TKWIĆ TAM, GDZIE NIE GDZIE INNI NIE SZANUJĄ.
I tak zaczęło się od jednej wiadomości, na Messengerze a skończyło się w ten sposób, że pisząc to ryczę ze szczęścia (boję się iść przed lustro, bo miałam na oczach dużo tuszu).
Czy jestem na siebie zła?
Absolutnie nie! Nie znalazłam się w takiej sytuacji świadomie i teraz myślę, że poczucie winy jest zbędne. Mogę powiedzieć, że jestem wdzięczna sama sobie za to, że posłuchałam serca i pozwoliłam główce być sobą.
Cieszę się również z trudniejszych momentów. Nie było łatwo, ale mówiąc szczerze – nauczyło mnie to wielu rzeczy. Teraz mogę patrzeć na świat przez pryzmat zarówno obecnych, jak i tamtych chwil wiedząc czego nie robić.
Wtedy zupełnie przypadkiem zorientowałam się też, że imię, którym zastąpiłam nieszczęsny dedname – Nadia to z języka Rosyjskiego oznacza „nadzieja”. Początkowo tylko brzmiało ładnie fonetycznie. Widocznie tak miało być 🤔
Kawałek mnie🫠

Dodaj komentarz