Rozmowy w miejscu pracy są naturalnym elementem życia społecznego. Zdarza się jednak, że zamiast merytoryki rozmówca kieruje się ideologią. Osoba, o której mowa, pracuje w zawodzie z obszaru pomocowego, więc powinna wiedzieć, jak powstają zaburzenia psychiczne i mieć choć podstawowe pojęcie w tym zakresie. Cóż, zamiast otworzyć klasyfikację medyczną i sprawdzić kryteria diagnostyczne, woli opierać się na przekonaniu, że picie jednego piwa dziennie nie jest uzależnieniem. To zależy. Pijąc jedno piwo dziennie można być osobą uzależnioną.
Dalej rozmowa zeszła na temat transpłciowości. Rozmówczyni podważała moje emocje oraz badania medyczne. Nie chciała nawet na nie zerknąć. Uważa, że transpłciowość to „problem”, a związek homoromantyczny jest „nienormalny”. Gdy chodzi o dwie osoby transpłciowe, z których jedna nie ma jeszcze zmienionych danych, twierdzi, że to związek heteroseksualny — choć jednocześnie „z osobą tej samej męskiej płci”. Cisną się na usta bardzo dosadne słowa: Nosz kurwa!!!
To jednak nie koniec. W pracy powiedziałam: Dajcie mi tramadol!, na co usłyszałam: Jesteś uzależniona. Nie możesz brać tak silnych leków. To co? Mam żyć w bólu, który prowadzi do myśli samobójczych?
Gdy zaczęłam mówić o głodzie w kontekście pogorszenia stanu zdrowia i pojawiających się myśli, powiedziała: Jestem pracownikiem (nazwa zawodu). Powinnam wezwać karetkę i policję. Nie powinnam udawać, że nie słyszę. Jak wiadomo, same myśli i fantazje dotyczące sposobu odebrania sobie życia — bez intencji i planu — nie są równoznaczne z realnym zamiarem samobójczym.
Postanowiłam utrzymywać z tą osobą wyłącznie kontakt służbowy. Nie będę pozwalać, by ktoś unieważniał to, co czuję.
Fibromialgia nie wybiera. Wystarczy posłuchać doświadczeń osób, które o niej mówią. W pracy miałam sytuację, w której kierowniczka kazała mi wyjść, by odebrać z domu Narzeczoną, żeby nie trzeba było wzywać karetki. Wszyscy w pracy o tym mówili i podkreślali, że nie rozumieją tej sytuacji. A przecież wystarczy porozmawiać z dwiema osobami z fibromialgią i trochę poczytać, choćby w „Medycynie Praktycznej”, gdzie jest dostępny artykuł na ten temat. Dlatego czuję, że w pracy nie mogę otwarcie powiedzieć, że źle się czuję. Dobrze jednak, że po szczerej rozmowie — nawet jeśli w trybie „na dywaniku” — kierowniczka zaczęła dopytywać, jak się czuję, i potrafi po samym wyglądzie ocenić, czy wszystko u mnie w porządku.
Po jednej z rozmów, w której powiedziałam o swoich emocjach, następnego dnia dostałam od niej duży kubek na herbatę. Powiedziałam ze łzami w oczach, że to dla mnie wiele znaczy, i zapytałam, czy mogę ją przytulić.
Na początku bałam się swojej kierowniczki. Okazało się jednak, że to osoba wyrozumiała. Gdy sama miała problemy z przeciążeniem pracą, powiedziałam: Widzę Pani przemęczenie. Widzę, jak wpływa ono na Pani stan psychiczny. Jeśli mogę w czymś pomóc, proszę po prostu powiedzieć.
Celowo zanonimizowałam dane, aby uniknąć posądzeń o zniesławienie. Z tego samego powodu nie podałam na stronie dokładnego miejsca pracy.
Dodaj komentarz